Jeden z najpoważniejszych ośrodków badania opinii społecznej podał wyniki diagnozy postrzegania sytuacji gospodarczej w Polsce na koniec 2015. Otóż, okazuje się, że połowa (!) Polaków jest zdania, iż w naszym kraju mamy do czynienia z kryzysem gospodarczym. Mało tego - co dziesiąty Polak uważa, że kryzys gospodarczy jest bardzo głęboki. Innymi słowy - Rosja, by nie rzec: Grecja.
Szok, prawda? Jeszcze kilka lat temu cały nasz system dróg dwupasmowych można było przemknąć w godzinę, dzisiaj przeganiamy Wielką Brytanię z liczbą ponad 3.000 kilometrów. Zagrzybione pociągi pokonywały trasę 300 km w sześć godzin, gdy teraz lśniące Pendolino potrzebują na to niecałych trzech godzin. Nie było jednego solidnego stadionu piłkarskiego, a w roku 2016 takie tuzy jak MC lub Chelsea grają na gorszych obiektach niż Lechia Gdańsk i Śląsk Wrocław. Trudno policzyć hale sportowe mieszczące powyżej 10.000 ludzi, powierzchnie galerii handlowych czy nowoczesnych biurowców. Porty lotnicze i morskie bija kolejne rekordy, itd?
Czyżby co drugi Polak miał kłopoty ze wzrokiem? A może przypadłości połowy naszego narodu dotyczą bardziej wstydliwego obszaru, na przykład natury zaburzeń psychicznych? A może 50% z nas powinno natychmiast zmienić dealera?
Trudno to ogarnąć rozumem, prawda? Taka diagnoza rzeczywistości nie mieści się w głowie komuś, kto chociaż co jakiś czas wychyli nos poza swój ogródek. Przecież zmiany widać gołym okiem.
No właśnie, że - nie widać. Lub inaczej - te same fakty i zdarzenia receptory połowy z nas odbierają zupełnie inaczej. A za tym idzie odmienna interpretacja. A to wpływa na decyzje. Lub ich brak.
Ale po kolei. Po pierwsze, jak powszechnie wiadomo, nie można się obrażać się na rzeczywistość. A rzeczywistość jest taka, jak to wynika z badania. Koniec i kropka. Może mnie jest ciut łatwiej to zrozumieć (chociaż, nie ukrywam, też byłem w lekkim szoku), bo z tzw. pierwszego tłoczenia jestem socjologiem. I uczono nas już na pierwszych zajęciach, więc weszło mi to w krew, że fakt społeczny (czyli np. to, co ludzie sądzą) jest takim samym faktem jak każdy inny fakt. Jeśli ludzie sądzą jeszcze, że ziemia jest płaska i słońce krąży wokół niej, to trzeba to przyjąć jako fakt. A nie zwykłą aberrację.
Więc faktem jest, że dla 50% Polaków nasze PKB się zwija. Pochylmy się nad tym i spróbujmy odgadnąć, jakie źródło ma ten fakt? Dlaczego budowa kolejnego kilometra autostrady nie podważa jego zasadności? Dlaczego? To chyba dość proste choć brzmi paradoksalnie: ponieważ im więcej budujemy autostrad i stadionów, tym bardziej PKB tych 50% Polaków MALEJE.
Zasobny obywatel odbiera otwarcie kolejnego odcinka szybkiej drogi jako WZROST JEGO możliwości. Ale człowiek otrzymujący niecałe dwa tysiące na rękę ? co już teraz nie starcza mu na godne życie ? definiuje, słusznie zresztą jako kolejny dowód na własne ograniczenia. Im więcej kilometrów dróg, krzesełek na stadionach i w halach, metrów kwadratowych pachnących galerii, tym mniej go na to wszystko stać. Więc ? w psychologicznej logice, nie logice logicznej ? jemu się jeszcze bardziej pogarsza. I gdy przychodzi doń ankieter i pyta, jak jest, on odpowiada: coraz gorzej.
Doświadcza jednego z najbardziej niebezpiecznych zjawisk w socjologii: względnej deprywacji. Człowiek nie porównuje swojej sytuacji do własnej przeszłości (mam auto, a miałem rower) tylko do sytuacji innych (mam stare i tanie auto, a on ma nowe i drogie). To podłoże wszelkich burz, przewrotów i rewolucji. I skoro aż 50% z nas tego doświadcza, to cieszmy się, że jest to wyrażane tak bezkrwawo i nietragicznie. Bo, jak uczy historia, zwykle taka sytuacja kończyła się niewesoło.
Mam cichą nadzieję, że chociaż trochę cię poruszyłem. Że ciut bardziej rozumiesz, jak bardzo ten pozornie śmieszny wynik badania opinii dotyczy osobiście ciebie.
Więc przystań na moment i zastanów się: parafrazując słowa legendarnego prezydenta USA, nie pytaj, jak możesz skorzystać ze SWOJEGO PKB, tylko ? co Ty możesz zrobić dla wzrostu PKB INNYCH. By kolejna diagnoza społeczna nie wprawiła cię w jeszcze większe osłupienie.